Mało zauważona porażka Adamowicza i spółki. Miał być wielki antyrządowy marsz, skończyło się na nasiadówie w hotelu i artykule w „GW”

Kilka tygodni temu, dość przypadkowo, trafiłem na posiedzenie sejmowego zespołu ds. obrony polskiej samorządności. Obecni tam posłowie (głównie PSL, ale także PO i Nowoczesnej), a także przedstawiciele samorządów (głównie Gdańska, Sopotu i innych miast rządzonych przez PO) zupełnie poważnie kreślili plany wielkiego antyrządowego marszu. Padła konkretna data – 16 marca, prężono polityczne muskuły, zapowiadając kilkadziesiąt tysięcy osób na ulicach Warszawy.

Już wtedy co bardziej trzeźwo myślący posłowie podchodzili do sprawy sceptycznie. Za przykład niech posłuży Piotr Zgorzelski (poseł PSL), z którym rozmawiałem tuż po wspomnianym posiedzeniu zespołu:

Zgorzelski: Sprawa marszu 16 marca wynikła w trakcie posiedzenia – osobiście jestem zdania, że to za wcześnie na takie demonstracje. Powiedziałem to nawet do Pawła Adamowicza, prezydenta Gdańska, ale on powiedział, że nie będą się z tego wycofywać, bo jest zapał. Zobaczymy. Sam uważam, że jeżeli już robić protest, to przygotowany i skuteczny. Tutaj wątpię, czy przez 2-3 tygodnie uda się zebrać dużą liczbę manifestujących.

wPolityce.pl: A jeśli będzie to garstka, to wrażenie będzie jasne – obrońcy koryta przyjechali pikietować w obronie swoich stołków.

Zgorzelski: Dokładnie.

O tych buńczucznych zapowiedziach Pawła Adamowicza (Gdańsk), Jacka Karnowskiego (Sopot) i innych alarmujących prezydentów miast przypomniałem sobie dziś, przeglądając codzienną prasę. „Gazeta Wyborcza” ni z tego, ni z owego opublikowała pełny patosu i emfazy felieton Adamowicza, a sam prezydent Gdańska był jednym z najbardziej gorliwych uczestników tzw. Forum Samorządowego.

Koryto 1

CZYTAJ WIĘCEJ: „Trzeba zatrzymać tę recydywę PRL!” Samorządowcy protestują w Warszawie. Niektórzy apelują nawet o zerwanie rozmów z rządem

Nie zabrakło dziś słów o tym, że „jesteśmy w stanie wojny”, o „lwach spuszczonych z łańcucha”, „rozbiorze Polski samorządowej”, pojawiły się apele, by zerwać jakiekolwiek rozmowy z rządem na oficjalnym forum komisji rządu i samorządu. Krótko mówiąc – walka na całego.

Jeden z nielicznych przedstawicieli szeroko rozumianej prawicy obecnej w samorządzie – Lucjusz Nadbereżny, prezydent Stalowej Woli – nie krył swojego rozczarowania.

Koryto 3

W rozmowie z wPolityce.pl dodał:

Zaproszenie na dzisiejsze forum dotyczyło debaty o przyszłości samorządu. Bardzo chętnie uczestniczę we wszystkich takich spotkaniach – to dla mnie bardzo istotne, również ze względu na ewentualne inicjatywy czy pomysły, które mogę potem przekazać mieszkańcom.

Ale tym razem musiałem po prostu wyjść w trakcie spotkania – takiego festiwalu upolitycznienia samorządu nie było od lat. To również przykre z tego powodu, że w niektórych momentach poziom dyskusji sięgnął dna. Od samorządowców zawsze wymagaliśmy, by byli powściągliwi w słowie – to było zresztą doceniane przez mieszkańców. Dziś z mównicy padały słowa, które po prostu trzeba nazwać językiem nienawiści

— ocenił.

Co charakterystyczne, sprzeciw oburzonych samorządowców jest dość ogólny – nie ma przecież ani nowych przepisów dotyczących pracy samorządu (pomysły o dwukadencyjności nie wyszły poza teoretyzowanie), ani ograniczenia ich pracy.

Niestety, ale odnosi się wrażenie, że główna koncentracja siły samorządowej jest dziś skupiona wokół obrony własnych stołków. Tym nie przekonamy mieszkańców. Samorząd ma inną rolę – zakochanie w sobie niektórych samorządowców jest olbrzymie i szkodliwe dla całej idei samorządu. Powinniśmy przecież spokojnie rozmawiać o tym, co dalej po 2020 roku, jak odnaleźć się w nowej perspektywie budżetowej, jak rozdzielać zadania i finansowanie między rządem, a samorządem. Tymczasem szereg pretensji przypomina raczej protesty KOD, a nie merytoryczny spór na argumenty

— dodaje Nadbereżny.

W całym zamieszaniu warto jednak podkreślić niezdolność prezydentów „platformerskich” miast do wywołania większego społecznego sprzeciwu. Z „zapału”, o którym opowiadał posłom Paweł Adamowicz nie zostało wiele, skoro żadnego marszu nie udało się zorganizować. Zamiast wielkiej manifestacji dostaliśmy felieton w  „Wyborczej” i przewidywalne do bólu oburzenie na debacie w eleganckim hotelu. Wygląda na to, że kończy się etap pikiet, manifestacji i polityki prowadzonej „na ulicy”. Może skończy się kiedyś także etap teatralnie odgrywanej histerii.

więcej:

Źródło: wpolityce.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Top