— Gazetki samorządowe, które my nazywamy gazetkami władzy. Są tubą propagandową urzędów miejskich i ugrupowań rządzących. Dokładnie w taki sam sposób, w jaki media były zależne od władzy za czasów PiS. Nam się to kojarzy z protestami na ulicach. Z tym że wszyscy wychodzili, krzycząc „wolne media”. A nagle się okazuje, że w skali samorządowej w ogóle tego nie widzimy — mówi w rozmowie z Onetem Martyna Regent, gdynianka i członkini sieci obywatelskiej Watchdog Polska.
- — Media są od tego, by patrzyć na ręce władzy i by kontrolować jej działania. Jeżeli władza wydaje media i ma nad nimi pełną kontrolę, to coś nie jest tak — zauważa Regent
- — Jeżeli jakikolwiek materiał agitacyjny wychodzi z komitetu wyborczego, to musi być odpowiednio oznaczony i powinniśmy znaleźć odzwierciedlenie tego wydatku. Nawet jeżeli to jest coś niematerialnego, na przykład wolontariat — podkreśla
- Rozmówczyni Onetu złożyła m.in. sprawę do prokuratury w sprawie miejskiej kampanii w Gdyni, która jej zdaniem — w czasie kampanii wyborczej — faworyzuje urzędującego prezydenta, który ponownie ubiega się o mandat
- — Obywatele mają prawo kontrolować to, co w ich imieniu robi urząd. Musimy zabiegać o to, by umowy urzędowe i zarządzenia prezydentów były na bieżąco publikowane — apeluje
Piotr Olejarczyk, Onet: Samorządowcy naginają prawo w tej kampanii?
Martyna Regent, członkini sieci obywatelskiej Watchdog Polska, mieszkanka Gdyni: Naginają je na wszelkie sposoby. I często robią to w sposób całkowicie bezczelny. Mam wrażenie, że daliśmy przyzwolenie na takie działania, zwłaszcza w tych gminach, gdzie władza nie zmienia się od dłuższego czasu. Przywykliśmy do tego, że pewne praktyki mają miejsce.
W jaki sposób samorządowcy bezczelnie łamią prawo?
Pierwszy przykład z brzegu. Gazetki samorządowe, które my nazywamy gazetkami władzy. Są to wydawnictwa, które najczęściej mają charakter nie informacyjny, a propagandowy. Są tubą propagandową urzędów miejskich i ugrupowań rządzących. Dokładnie w taki sam sposób, w jaki media były zależne od władzy za czasów PiS. Nam się to kojarzy z protestami na ulicach. Z tym że wszyscy wychodzili, krzycząc „wolne media”.
A nagle się okazuje, że w skali samorządowej w ogóle tego nie widzimy. Chociaż dokładnie jest to taka sama sytuacja. Wszędzie możemy znaleźć, zwłaszcza teraz w okresie przedwyborczym, materiały drukowane, które udają gazety. Są opatrzone numerem ISSN, wchodzą w rolę mediów, w ogóle nie stosując się do prawa prasowego. I nie przedstawiają realnego obrazu lokalnego środowiska. Udają, że pełnią taką rolę jak biuletyn informacji publicznej. Ale materiały, które znajdujemy tam zwykle na pierwszych stronach, to są materiały propagandowe.
Władza wydaje media i ma nad nimi pełną kontrolę
Gazety i portale miejskie działają nie tylko w kampanii. Są miasta, takie jak Gdańsk, które rocznie wydają na to kilka milionów złotych. Państwo jako Watchdog postulują, żeby samorządy całkowicie zaprzestały takich praktyk, nie tylko na czas kampanii?
Nie tylko my o to postulujemy. Helsińska Fundacja Praw Człowieka, Stowarzyszenie Gazet Lokalnych również. Organizacje, które zajmują się prawami człowieka, widzą dużą wagę tego, by oddzielić media od władzy. Media są od tego, by patrzyć na ręce władzy i by kontrolować jej działania. Jeżeli władza wydaje media i ma nad nimi pełną kontrolę, to coś nie jest tak. Media powinny być wolne. Tutaj następuje kompletne zaburzenie tej relacji. Media wchodzą na rynek prasy lokalnej w uprzywilejowanej pozycji. Są finansowane z naszych pieniędzy, są dystrybuowane szeroko. Bardzo często za darmo. To są gazety, które teraz mają swoje wersje internetowe. Spotykając się z taką gazetą, większość osób nie ma świadomości, że to jest przekaz władzy.
Są jeszcze inne grzechy samorządowców w tej kampanii?
Bezczelnym naginaniem prawa jest zwiększanie funduszu komitetów, który przysługuje każdemu komitetowi wyborczemu. Zwiększanie ponad ustawowy limit.
Jak to się odbywa?
W momencie, kiedy rozpoczyna się kampania wyborcza, wszystkie komitety zakładają konta w banku, ale mają ograniczony limit środków. Jeżeli jakikolwiek materiał agitacyjny wychodzi z tego komitetu, to musi być odpowiednio oznaczony i powinniśmy znaleźć odzwierciedlenie tego wydatku. Nawet jeżeli to jest coś niematerialnego, na przykład wolontariat. To wszystko powinniśmy znaleźć w sprawozdaniu finansowym i te wydatki powinny się zamknąć w limicie środków dla komitetu wyborczego. Niestety komitety mają z tym problem.
Mamy bardzo ciekawe wyjaśnienia PKW z ostatniego tygodnia, które dokładnie określają, jak powinno się oddzielać pełnioną funkcję publiczną z udziałem w kampanii wyborczej. Mamy na przykład prezydenta, który przecina wstęgę, oddaje jakąś inwestycję. On nie może wrzucić sobie tego jako materiał komitetu wyborczego na stronę komitetu. Urząd miasta nie może być terenem agitacji.
To jak powinny wyglądać miejskie strony w czasie kampanii?
Każdy komitet ma stronę internetową i tam może być prowadzona agitacja wyborcza. Ale są strony, które są terenem administracji publicznej. Do tej pory uznawano, że takim terenem są typowe budynki urzędu, biuro prezydenta, czy sesja rady miasta, gdzie nie można agitować. PKW rozszerzyło jednak tę definicję.
Oficjalna strona miasta też jest terenem administracji publicznej i jeżeli widzimy tam materiały agitacyjne, to jest coś tutaj nie tak. Te strefy powinny być od siebie oddzielone. Przykład, prezydent robi sobie zdjęcie na plakat wyborczy w ramach kampanii, płaci za tę sesję fotografowi, Musi oznaczyć to zdjęcie w widoczny sposób, jeżeli chodzi o źródło finansowania. I to zdjęcie może lądować tylko na kanałach komitetowych, nie na stronach miejskich. Z drugiej strony, nie może być tak, że zdjęcie, za które my zapłaciliśmy i widzimy w rejestrze umów sesję zdjęciową prezydenta, jest wykorzystywane później w kampanii wyborczej.
W tej kampanii przygląda się pani szczególnie Gdyni. Mam wrażenie, że szczególnie obrywa się tutaj prezydentowi Szczurkowi i jego ludziom. Bądźmy fair i powiedzmy, że pani była kiedyś aktywna w lokalnym ugrupowaniu, które jest mocno krytyczne wobec prezydenta.
Pyta, pan czy jestem tutaj stronnicza?
Taka moja rola.
W Gdyni ugrupowanie prezydenta Szczurka ma większość w radzie miasta, a prezydent ma całkowitą kontrolę nad radą. I ma nieograniczony dostęp do zasobów publicznych, więc ich nadużywanie może odbywać się w wielkiej skali. Ale Watchdog, który prowadzi monitoring razem z Fundacją Odpowiedzialna Polityka, działa nie tylko w Gdyni, a w wielu gminach w całej Polsce.
Mamy kilkadziesiąt osób, które prowadzą monitoringi na swoim obszarze. Ja na przykładzie Gdyni pokazuję, jakiego rodzaju naruszenia w dysponowaniu zasobami publicznymi mają miejsce. A potem dostaje feedback od pozostałych uczestników naszego monitoringu, że te nadużycia wyglądają u nich dokładnie tak samo.
Napisała pani niedawno: „Wybory powinny być równe. W Gdyni nie będą, ponieważ jeden z komitetów buduje przewagę nad innymi, w sposób bardzo niesmaczny wykorzystując nasze pieniądze i działając w sposób nieprzejrzysty”.
Prezydent Gdyni pełni swoją funkcję już 26 lat. Mam wrażenie, że do niektórych nadużyć w Gdyni przywykliśmy. Gdy zdecydowałam się dołączyć do monitoringu Watchdoga, pojechałam do delegatury PKW w Słupsku i po raz pierwszy zobaczyłam na oczy sprawozdanie wyborcze komitetów wyborczych. I to nie tylko komitetu prezydenta Szczurka, ale też pozostałych komitetów lokalnych, które wystawiły kandydatów na prezydenta. Muszę powiedzieć, że rozliczenie ugrupowania pana prezydenta jest doskonałe. Ono formalnie było naprawdę bardzo przejrzyste, świetnie opisane, rozliczone co do grosza nawet za jakieś reklamy na Facebooku. I wyglądało to bardzo dobrze.
Podejrzewam, że jest tu jakieś „ale”.
Ale dopiero wtedy zauważyłam, jaki jest rozstrzał pomiędzy tą ilością, która jest wykorzystywana w sprawozdaniu materiałów agitacyjnych, a rzeczywistymi materiałami, które pojawiają się w skrzynkach na listy jako nieoznaczone materiały wyborcze, które udają sprawozdania z działalności.
Co to znaczy?
Ta manipulacja zwykle dokładnie opiera się takim wprowadzaniu nas w błąd. Czy ta ulotka to jest materiał wyborczy komitetu? Czy to jest jakaś oddolna inicjatywa radnego?
Ulotki bez oznaczeń
Mówi pani o ulotkach, które trafiają do skrzynek?
Tak. Ulotki, które trafiają w czasie kampanii do skrzynek, powinny być zawsze tak jak wszystkie banery, tak jak posty na Facebooku, opisane. Musi być to oznaczone logotypem, danego komitetu.
Jak to wygląda w praktyce?
A jest tak, że znajdujemy na przykład ulotkę, która wygląda zupełnie jak ulotka wyborcza. Ma kolory komitetu. Jest dystrybuowana w kampanii wyborczej, ale nie jest oznaczona w ogóle. Roznosi ją kandydat, który już pełni jakąś funkcję radnego, ale podpisuje to „sprawozdanie z działalności radnego w kadencji 2018-2024”.
Kto płaci za te ulotki?
No właśnie. Po sprawdzeniu tego, czy wyszło to z pieniędzy publicznych, okazuje się, że nie. Że urząd za to nie płacił, więc właściwie to radny musi to sfinansować z własnej kieszeni. Ale często skala tego uloktowania i różnych wydawnictw, bo to są też gazetki, jest taka, że jak potem widzimy oświadczenia finansowe radnych, to możemy się zastanawiać, czy to jest prawdopodobne, żeby przy tych zarobkach radnego było stać na taki wydatek?
Analizując dokumenty, sprawozdania finansowe dochodzi pani do potencjalnych nieprawidłowości. Czy Pani złożyła jakieś sprawy do prokuratury?
Tak. Ostatnio zgłosiłam właśnie jedną z takich gazetek, która udawała gazetę. Miała numer ISSN. Na okładce był prezydent Szczurek. Właśnie to jest tak, że ta gazeta jest w swoistej szarej strefie. Urząd mówi, że za to nie zapłacił, ale nie wiemy, kto za to zapłacił. Nie ma też nazwy komitetu. Ale jeżeli coś ma numer ISSN, jakieś wydawnictwo i udaje gazetę, to obowiązuje prawo prasowe. Musimy mieć adres redakcji i źródło finansowania, żeby wiedzieć, kto to wydaje. Na tym wydawnictwie tego adresu redakcji nie było.
Były tam przekierowania do oficjalnej strony komitetu Wojciecha Szczurka. I to zanim on jeszcze powstał, bo przecież to było stowarzyszenie jeszcze wtedy poza komitetem, poza kampanią. Stowarzyszenie Wojciecha Szczurka Samorządność.
To, kto zapłacił za tę gazetę? Stowarzyszenie?
Prawdopodobnie Stowarzyszenie Samorządność Wojciecha Szczurka. Tyle że nie wiemy tego dlatego, że nie ma tam żadnej informacji o wydawcy. Dlatego to zgłosiłam właśnie to złamanie prawa prasowego w tym zakresie, że nie byliśmy w stanie z tej gazety dociec, jakie jest źródło finansowania.
Prokuratura zajęła się sprawą?
Prokuratura odmówiła wszczęcia postępowania. Poprosiłam o doręczenie postanowienia o tej odmowie, więc jak dostanę ją tylko na piśmie, to razem z poradnią prawną Watchdoga będziemy się od tego odwoływać. Będziemy składać zażalenie do sądu. Także mam nadzieję, że prokuratura jednak podejmie działania. Od czasu, kiedy znalazłam w skrzynce na listy w okresie prekampanii ten materiał wyborczy i po wrzuceniu tej informacji na Facebooka, dostałam mnóstwo zgłoszeń ze wszystkich okręgów wyborczych. O różnego rodzaju kreatywnych rozwiązaniach, właśnie dystrybuowania i to już w kampanii wyborczej nieoznaczanych materiałów wyborczych.
Mówimy o ulotkach?
Ulotkach. Ale nie tylko. Też gazetach pod różnymi tytułami, które dotyczą poszczególnych dzielnic. Jakieś bardzo dziwne tytuły prasowe, których źródła finansowania nie jesteśmy w stanie poznać. Bo nie są odpowiednio opisane, co jest wymogiem prawa prasowego. Ale też nie są oznaczone jako materiał komitetu wyborczego, wobec czego nie znajdziemy tego w sprawozdaniu finansowym. A są to materiały agitacyjne, które zdecydowanie wykraczają poza ten limit, który obowiązuje w kampanii. Bardzo byśmy chcieli wiedzieć, kto za to płaci. Na razie wygląda na to, że jest to opłacane z prywatnych środków tych kandydatów, co jest niedopuszczalne, bo to pomoc taka finansowa na rzecz komitetu jest niedopuszczalna.
Osoby pełniące funkcje publiczne zdecydowanie muszą oddzielić te tematy. Powinny wstrzymać się od działań agitacyjnych w czasie kampanii. Nie mam wątpliwości, że prokuratura powinna podjąć te działania.
Ulotki i gazety wyborcze to jedyny temat w prokuraturze?
Jest jeszcze grubszy temat, który zgłosiłam. Już zostałam wezwana na przesłuchanie. To jest kampania, którą Gdynia teraz prowadzi. Kampania, która wzbudziła duży śmiech, też poza Pomorzem. Ze względu na to, że prezydent postanowił okleić wszelkiego rodzaju nośniki, to znaczy autobusy, citylighty, plakaty swoją twarzą i zrobił to z naszych pieniędzy. To kosztowało ponad 100 tysięcy złotych, choć jeszcze nie zostało dokładnie oszacowane, ale prawdopodobnie przekroczy to nawet tę kwotę ze środków publicznych. I to jest kampania, która nazywa się „Gdynia 100”. Została utworzona specjalna strona internetowa pod domeną publicznej strony gdyńskiej. Chodzi o konsultacje społeczne w sprawie imprezy, która ma się odbyć za dwa lata w związku z setnymi urodzinami miasta Gdyni.
Ulotki i gazety wyborcze to jedyny temat w prokuraturze?
Jest jeszcze grubszy temat, który zgłosiłam. Już zostałam wezwana na przesłuchanie. To jest kampania, którą Gdynia teraz prowadzi. Kampania, która wzbudziła duży śmiech, też poza Pomorzem. Ze względu na to, że prezydent postanowił okleić wszelkiego rodzaju nośniki, to znaczy autobusy, citylighty, plakaty swoją twarzą i zrobił to z naszych pieniędzy. To kosztowało ponad 100 tysięcy złotych, choć jeszcze nie zostało dokładnie oszacowane, ale prawdopodobnie przekroczy to nawet tę kwotę ze środków publicznych. I to jest kampania, która nazywa się „Gdynia 100”. Została utworzona specjalna strona internetowa pod domeną publicznej strony gdyńskiej. Chodzi o konsultacje społeczne w sprawie imprezy, która ma się odbyć za dwa lata w związku z setnymi urodzinami miasta Gdyni.
Mówiąc bardziej obrazowo, w czasie kampanii wyborczej w Gdyni pojawia się miejska informacja o imprezie, która ma odbyć się za dwa lata. I tajemniczo na tych zapowiedziach pojawia się prezydent Szczurek?
Nie tajemniczo, po prostu jest tam jego twarz pośród twarzy anonimowych gdynian, ale on jest na środku. I jest tam hasło: „Razem na stulecie Gdyni”. Nie widać, że chodzi tu o konsultacje społeczne. Nie ma terminów tych konsultacji, jest jakiś kod QR i odnośnik do strony, którą trzeba sobie przepisać. Ale wygląda to, jak plakat wyborczy prezydenta Szczurka i on jest na legalu zupełnie w każdym urzędzie. Byłam niedawno odebrać dowód dziecka w urzędzie Miasta. Wisi ten plakat wszędzie i wygląda to po prostu jak materiał wyborczy.
Jak urzędnicy się z tego tłumaczą?
Watchdog pyta w trybie dostępu do informacji publicznej. Czyli musi czekać 14 dni na odpowiedź tak jak każdy obywatel. Ale tutaj sprawa była na tyle pilna, bo rozpoczęła się kampania wyborcza, gdy te materiały pojawiły się na mieście w bardzo dużej ilości. Odbywała się akurat sesja Rady Miasta. Poprosiłam o wsparcie radnych opozycyjnych i oni zwrócili się do prezydenta o to, żeby wytłumaczył się z tej kampanii. Prezydent oddelegował urzędniczkę, która była odpowiedzialna za organizację tego wydarzenia. Wytłumaczyła, że to już teraz trzeba się przygotować do tak ważnego wydarzenia, jakim jest stulecie miasta. Na pytanie, dlaczego nie mogli ogłosić tych konsultacji po siódmym kwietnia, pan wiceprezydent Guć ironizował, że to co, jako urząd miasta mamy teraz zaprzestać w ogóle realizowania jakichkolwiek zadań tylko dlatego, że może to być postrzegane jako kampania wyborcza?
No właśnie, powinien?
No, otóż nie. PKW dokładnie to wyjaśnia. Należy oddzielić te funkcje. Jest to z jednej strony kwestia przyzwoitości, no bo dlaczego akurat prezydent Szczurek ma być twarzą stulecia miasta, skoro nawet nie wie, czy będzie prezydentem?
Do jakiego złamania prawa mogło tutaj dojść?
Sprawa jest w prokuraturze z powodu tego, że każdego urzędnika (prezydenta również) obowiązuje dyscyplina finansów publicznych. Odpowiedzialność za naruszenie dyscypliny finansów publicznych jest określona w ustawie i to są również konsekwencje karne. Jeżeli prezydent nagle w styczniu ogłasza takie konsultacje i one się pokrywają z kampanią wyborczą, to jest to powód do tego, żeby Regionalna Izba Obrachunkowa sprawdziła, czy te środki były adekwatne. Konsultacje polegają na kliknięciu ankiecie internetowej jednej spośród kilkudziesięciu proponowanych imprez. Ankieta nie jest wcale łatwa do znalezienia i wygląda jak materiał komitetu wyborczego. Wszędzie jest twarz prezydenta Szczurka. W przypadku innych konsultacji społecznych, które dotyczyły naprawdę ważniejszych tematów, jak np. duże plany miejscowe dla dużych obszarów śródmiejskich, informacja ograniczała się często do małej wzmianki w BIP. To dlaczego teraz mamy taką kampanię wszędzie za 100 tys.?
Grzechy samorządowców
Wyjdźmy trochę z Gdyni. Co trzeba poprawić w polskim prawie, jeśli chodzi o przejrzystość w samorządach? Jaki jest podstawowy grzech samorządów?
Tych grzechów jest bardzo dużo. Jeden z przykładów to propaganda, czyli kreowanie zamiast wykonywania. Zapominamy o tym, że urzędnicy i włodarze są osobami, które są zatrudnione przez nas po to, żeby realizować na rzecz mieszkańców, czyli wspólnoty samorządowej, określone zadania. Zadania własne gminy są określone w ustawie samorządowej. Jeżeli widzimy, że te zadania podstawowe (żłobki, przedszkola, komunikacja miejska, miejskie mieszkania itd.), kuleją, to musimy zadać sobie pytanie. Jak to możliwe, że jednocześnie na propagandę i promocje miasta idą tak duże pieniądze? Czy na pewno takie wydatki nam służą?
Trzeba egzekwować przepisy, które już obowiązują i dotyczą jawności wydatków samorządu. Obywatele mają prawo kontrolować to, co w ich imieniu robi urząd. Musimy zabiegać o to, by umowy urzędowe i zarządzenia prezydentów były na bieżąco publikowane. By BIP był na bieżąco, by był czytelny i by każdy miał do niego dostęp. Przypominam, że każdy urząd jest zobowiązywany do udzielania nam publicznych informacji. Każdy obywatel, nawet niepełnoletni może napisać pytanie do urzędu i powinien dostać odpowiedź w ciągu 14 dni. Niestety nawet w dużych miastach zdarza się, że urzędy nie odpowiadają na pytania.
źródło: https://wiadomosci.onet.pl/