Prof. Ryba: Jeżeli nie zareagujemy w sprawie Mosbacher, sojusznicy i wrogowie będą nam dyktować co mamy robić

Jeżeli nie będzie zdecydowanej relacji Polski, przyzwyczaimy partnerów, że Komisja Europejska czy TS UE będzie nam mówił, jak ma wyglądać nasz wymiar sprawiedliwości, Stany Zjednoczone będą nam mówić, jak ma wyglądać ustawa medialna, a Rosja jak ma wyglądać pamięć historyczna. Jeżeli tak będzie, dojdziemy do sytuacji, w jakiej Polska znalazła się w XIX wieku

— mówi portalowi wPolityce.pl prof. Mieczysław Ryba.

wPolityce.pl: Panie profesorze, jak państwo polskie powinno zareagować na list ambasador USA Georgette Mosbacher?

Prof. Mieczysław Ryba: Musimy się domagać od Amerykanów poszanowania. Pierwszym działaniem powinien być ruch, który nie musi być publiczny i widoczny w mediach. Powinna to być mocna reakcja w stosunku do rządu USA. Musimy dać Amerykanom do zrozumienia, że takie zachowanie nie będzie akceptowane. Jeżeli nie będzie zdecydowanej relacji Polski, przyzwyczaimy partnerów, że Komisja Europejska czy TS UE będzie nam mówił, jak ma wyglądać nasz wymiar sprawiedliwości, Stany Zjednoczone będą nam mówić, jak ma wyglądać ustawa medialna, a Rosja jak ma wyglądać pamięć historyczna. Jeżeli tak będzie, dojdziemy do sytuacji, w jakiej Polska znalazła się w XIX wieku.

A może lepiej uznać tę wypowiedź za niezręczną i przemilczeć ją?

Pani Mosbacher nie wywodzi się z dyplomacji, więc posługuje się mocno niedyplomatycznym językiem. Gdyby to była niezręczność, wtedy można byłoby jeszcze przymknąć na to oko. Można byłoby powiedzieć, że sprawa jest mało ważna, mało istotna, że stosunki z Ameryką są ważniejsze od niej. Przemilczenie czy twierdzenie wbrew faktom, że nic się nie stało, nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Rzecznik prasowy Departamentu Stanu USA Heather Nauert mówi, że wszystko jest w porządku. Jeżeli dobrze rozumiem jest to oficjalny kurs amerykański. Mówienie, że nic się nie stało nie ma nic wspólnego z polskim interesem narodowym. Przemilczenie takiego zachowania może ośmielać Amerykanów do podobnych działań w innych sytuacjach. Absolutnie nie można tego przemilczeć. Nie można nad tym przejść do porządku dziennego, bo sprawa wróci. Tak, jak po nowelizacji ustawy o IPN. Po kilku miesiącach w innej formie sprawa wróciła.

Rozumiem, że pod żadnym pozorem nie można uznać tej sprawy za błahą?

Nie, ponieważ pani Mosbacher chce ingerować w być może jedną z najważniejszych ustaw, jakie powinny zaistnieć na gruncie prawa polskiego, czyli w uregulowanie własności mediów działających w Polsce. To fundamentalna sprawa dla suwerenności państwowej. Pojawia się pytanie o zwyczaj budowania relacji między Ameryką a Polską. Równie szokująca była reakcja USA na polską ustawę o IPN. Wtedy pani Mosbacher, która była kandydatką na ambasador w Polsce też wypowiadała się w podobnym tonie. Dyplomacja amerykańska nie zachowała konwenansów i delikatności w tym zakresie. Ostatecznie sprawa została w jakiś sposób ułożona, Polska cofnęła się o krok, więc w tym zakresie sytuacja jest względnie spokojna. Teraz rzecz jest skandaliczna. To próba ingerencji i wpływania na posłów, na władzę ustawodawczą przez przedstawiciela innego państwa. Pani Mosbacher wskazuje, co nam można, a czego nie można. Pisanie listów do premiera w takim tonie w żaden sposób nie uchodzi za przejaw relacji sojusznicze. Chyba, że byśmy mieli relacje podległości.

Nie zawsze interesy narodów są zbieżne. Nie zawsze nasze interesy będą zbieżne z amerykańskimi.

Oczywiście, że nie. Nie wszystkie interesy amerykańskie są polskimi interesami. W drugą stronę też tak jest. To normalne w stosunkach między państwami. Jeżeli tam gdzie Amerykanie uważają, że ich interes jest inny, a my będziemy w każdym zakresie ulegać, możemy się obudzić w świecie, w którym obudzić byśmy się nie chcieli. W perspektywie stosunków multilateralnych, ale także w sferze globalnej nie we wszystkim będzie nam po drodze z Ameryką. W interesie Polski może być zintensyfikowany handel czy inwestycje ze strony Chin. Nie możemy sobie pozwolić, że Ameryka będzie żądać wszystkiego od nas a my niczego od nas. Wtedy nasze stosunki sojusznicze będzie opierać się na fikcji. Mamy podstawy do budowania wzajemnych stosunków. Łączą nas kwestie gazowe. Podpisano umowy w tej sprawie. Łączy nas współpraca militarna, związana z zagrożeniem rosyjskim.

Ataki mediów działających w Polsce na rząd są bardzo podobne do ataków medialnych na prezydenta Donalda Trumpa w Stanach Zjednoczonych.

TVN od strony ideologicznej i metodologicznej zachowuje się jak media niechętne Trumpowi. Często jest to sama ideologia i te same zagrania.

Dlaczego repolonizacja czy dekoncentracja mediów jest tak ważna dla normalnie funkcjonowania państwa?

Przestrzeń medialna stanowi fundament normalnego funkcjonowania życia politycznego i społecznego na zasadzie wolności. Przy przewagach, jakie ma kapitał zagraniczny w mediach, możemy sobie wyobrazić, że będziemy świadkami całkowitej monopolizacji sfery publicznej w Polsce. Jeżeli rząd suwerennie chciałby dokonać repolonizacji czy dekoncentracji mediów choćby według wzorca niemieckiego jest mocna ingerencja uprzedzająca ze strony ambasador USA. To może pokazywać, że nie jesteśmy w relacjach partnerskich, ale w relacjach podległych. Jeszcze raz podkreślam, że nie można tak przemilczać, ponieważ przyzwyczaimy partnerów do tego, że będzie można podejmować podobne działania, kiedy będziemy chcieli wzmocnić w sposób suwerenny swój przemysł obronny.

Widzimy kolejną odsłonę konfliktu ukraińsko-rosyjskiego. Jak w tej sytuacji powinna zachować się Polska? Co leży w naszym interesie?

Polityka rosyjska jest agresywna. Blokowanie Morza Azowskiego jest ściśle związane z bezprawną okupacją Krymu. Cały świat po tym, jak Ukraina zrezygnowała z broni atomowej zagwarantował integralność jej granic. W związku z tym wszystkie te działania nie mieszczą się w tym, co zwiemy poszanowaniem prawa międzynarodowego i integralności terytorialnej innych państw. Kiedy czytamy prasę ukraińską i wypowiedzi różnych sił politycznych widzimy, że toczy się tam druga gra, gra przed wyborami prezydenckimi. Uczestniczą w niej różne siły, w tym Poroszenko, który ma niskie notowania. Niektórzy twierdzą, że Poroszenko poprzez stan wojenny próbuje wygrać wybory. W tym względzie potrzebne jest umiarkowanie. Zresztą to umiarkowanie cechuje Europę zachodnią i Stany Zjednoczone z Donaldem Trumpem na czele. Umiarkowanie więc powinno cechować też polską politykę. Ukraińskie elity, tzw. oligarchowie mają wspólne interesy ekonomiczne z Rosją, o których nie wszystko wiemy, ale wiemy, że są splecione wielopiętrowo. Nie da się tego wyłącznie czytać prosto, że mamy tylko agresję rosyjską. To jest jedna prawda i jeden aspekt rzeczywistości. Z drugiej strony należy pamiętać, że to jest złożona gra państwa ukraińskiego, która toczy się w kontekście zadawnionego konfliktu z Rosją.

źródło: wpolityce.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Top